Po co kochać siebie?
Ktoś zadał mi wczoraj pytanie.
Co zrobić, by pokochać siebie? Jak to sobie wytłumaczyć, poukładać w głowie? Jak to zrozumieć? Po co kochać siebie? Co ja sobie myślę?
Bycie kochanym to podstawowa potrzeba każdego z nas. Każdy z nas chce kochać. I chce być kochanym. I to jest ok. Źle się dzieje, gdy chcemy za bardzo. Gdy chcemy tak bardzo, że brniemy w relacje dla nas złe. Relacje, w których jesteśmy krzywdzeni. Relacje, w których nie my jesteśmy ważni, a ta druga osoba. Tylko ona. Wtedy zostaje zachwiana ta równowaga. Jesteś tylko Ty, nie ma mnie.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego na to pozwalamy? Często dlatego, że my siebie nie kochamy. A to jest sedno wszystkiego. Dlaczego sedno? Już tłumaczę. Gdy kogoś kochasz, nie pozwalasz go krzywdzić. Bronisz go. Nie godzisz się na złe traktowanie. No tak. Dlaczego więc nie bronimy siebie, gdy ktoś wyrządza krzywdę nam? No właśnie dlatego. Bo my siebie nie kochamy. Jeśli to takie proste, to czemu zarazem takie trudne?
Przynajmniej dla części z nas?
Myślę sobie, że przyczyną może być fakt, że nikt nas tego dwadzieścia lat temu nie nauczył. Ba.
Gdy byłam dwudziestoparoletnią dziewczyną, wręcz egoizmem nazywano postawę, w której ktoś dbał o siebie samego. Mnie nauczono, że najpierw inni później ja. Pamiętam słowa, stań na końcu, znajdą Cię. Dziś wiem, że nie do końca tak jest. Dziś wiem, że nie tędy droga. Dziś wiem, że we wszystkim potrzeba jest równowaga. W tych naszych relacjach międzyludzkich. Powiem więcej, jest to jeden z kluczowych aspektów tego, jak funkcjonujemy w tych relacjach z innymi ludźmi. Równowaga pomiędzy braniem i dawaniem.
Co się dzieje, gdy zostaje ona zachwiana? Jeśli dajemy za mało uwagi, uważności, ciepła jest obawa, że kogoś na kim nam zależy, krzywdzimy. Jeśli znów tego wszystkiego jest za dużo, no cóż, można zagłaskać na śmierć. Wychodzi uszami. Przestajemy doceniać. Potrzebna jest równowaga. Daję tyle, ile trzeba. Tyle, by nie krzywdzić tych, których kocham, jednak tyle, by nie krzywdzić też siebie. Potrafię mówić nie, których tym kocham. Stawiam granicę, nawet gdy kocham. To wszystko sprawia, że tworzę i funkcjonuję w zdrowych dla mnie i dla innych relacjach. Nic moim, ani kosztem, tych których kocham się nie dzieje.
Gdy ta równowaga jest zaburzona, no cóż, równia pochyła. Z czasem jest tylko gorzej. Bo i niedokochanie burzy nasz świat i miłość toksyczna czy uzależnienie też, a tym może się stać ta nasza miłość, gdy kochamy za bardzo innych, a za mało siebie.
Teoria dawcy i biorcy bardzo dobrze to tłumaczy. Dobrze się dzieję, gdy tego dawcy i biorcy w nas jest w miarę po równo. Gorzej, gdy jesteśmy tylko dawcami. Gdy nie umiemy brać. I gdy spotykamy biorcę. Jedna, wielka masakra. Oczywiście dla nas, dla tych totalnych dawców . Dlaczego?
Bo my dawcy oddamy wszystko i może się okazać, że z czasem zostaniemy z pustymi rękami. Że cały ten nasz świat walnie pewnego dnia z hukiem bo światem był ten, co właśnie odszedł....
Co z biorcą ?
On będzie miał się dobrze. Żadnych strat.
Dlatego nie wolno tego robić.
Równowaga to taki święty Grali dla mnie we wszystkim, co nas otacza. W miłości. W przyjaźni. W każdej relacji między nami ludźmi. Musimy nauczyć się dawać, ale też i brać miłość. Musimy nauczyć się kochać siebie. Poukładany wewnętrznie człowiek, kochający siebie, będzie umiał stawiać granice i mówić nie, gdy spotka kogoś, kto tylko będzie chciał brać, nic nie dając w zamian.
Gdy pokochamy siebie, zrozumiemy i nauczymy się tak żyć. Wtedy będziemy umieli tak żyć Zostawimy coś dla siebie. Nasz świat będzie istnieć, nawet wtedy, gdy ktoś z tego naszego życia odejdzie. Nasz świat da nam wtedy siłę i oparcie, by przeżyć.
Edyta Maria Bożydar
Z cyklu W drodze do samej siebie
Komentarze
Zuzanna
Dziękuję za ten tekst,kiedyś byłam tylko dawcą i zapłaciłam za to wysoką cenę.Dzisiaj stawiam granice albo uczę się je stawiać.Ja również prowadzę bloga” Moja druga połowa życia”gdybyś miała ochotę to zapraszam. Mamy podobny punkt widzenia.Mnie przebyta depresja przemyła oczy,stanęłam na nogi,z wykształcenia jestem pedagogiem i psychologiem ale dopiero wielki życiowy kryzys tak naprawdę pokazał mi czego chcę. Serdecznie pozdrawiam
Zuzanna Baron