Równowaga

Równowaga.

Czym jest?

Czy jest ważna?

Dla mnie równowaga powinna być podstawą, tego, co robimy.

Równowaga sprawia, że w naszym życiu są zachowane proporcje.

Dla mnie równowaga , to złoty środek. Takie panaceum, by było dobrze.

Czym jest równowaga w związku?

Jak ją rozumieć?

Dla mnie to odpowiednie proporcje pomiędzy braniem i dawaniem.

Poczucie, że ja jestem dla Ciebie, Ty jesteś dla mnie.

Świadomość, że ja kocham Ciebie, Ty kochasz mnie.

Spotykamy się pośrodku.

Wiem, że Cię tam zastanę, gdy będę potrzebować.

Ty też wiesz, że będę, gdy Ty będziesz potrzebować mnie.

Ot takie na dobre i na złe.

Jestem ja, jesteś Ty.

Kocham Cię.

Ty kochasz mnie.

Czym jest to kocham?

Dla mnie kocham, to możesz na mnie liczyć.

Kocham, dlatego chcę z Tobą być.

Proste?

Proste.

Ideał?

Dla mnie tak.

Co się jednak dzieje, gdy ta równowaga zostaje zachwiana lub co gorsza, wcale jej nie ma?

Ot taka scena z życia.

Daję tylko ja, Ty nie dajesz nic. W pewnym momencie do mnie dociera , że mnie wykorzystujesz.

Mówię, że ja już tak dalej nie chcę.

Słyszę, że się czepiam.

Do tej pory dawałaś, a teraz już dawać nie chcesz?

O co chodzi?

Co się zmieniło? - słyszę pytanie. No logiczne zresztą.

Gdzie zatem leży problem?

Jak zwykle pośrodku.

Ludzie lubią brać.

Biorą nasze uczucia.

Nasze emocje.

Nasze tu i teraz.

I dobrze

Jest jedno małe ale.

Jest ok, gdy działa to w obie strony.

Gorzej, gdy nie działa.

Gdy daje tylko jedna ze stron. Druga zaś tylko bierze, nie dając nic w zamian. Dlaczego tak się dzieje?

Przyczyn może być wiele. Jedna z nich to sytuacja, w której dawca nie umie brać.

Gdy dajesz, ale nie umiesz powiedzieć czego Ty sam, sama oczekujesz, zaczynasz wtedy tworzyć iluzje, że nie potrzebujesz niczego.

Dając w relacji całego siebie i nie oczekując niczego w zamian, budujesz błędne przekonanie w swoim partnerze, że on nie musi się starać, by dostać, to, czego chce.

Biorca nie musi się starać. Wystarczy, że jest.

Sami nauczyliśmy go brania.

Tylko brania.

To jedna przyczyna.

Inną przyczyną może być fakt, że są ludzie, którzy są od zawsze biorcami.

Od dziecka są uczeni brania, tylko brania.

Są święcie przekonani, że to im się należy.

Totalni biorcy.

Jednak nic nie trwa wiecznie.

Gdy w końcu do dawcy dotrze, że tylko on daje, zaczyna się buntować. Zaczyna dostrzegać, że jest wykorzystywany. Przestaje więc dawać.

Biorca, gdy przestaje dostawać, jest zdziwiony. To zdziwienie objawia się niezrozumiałym dla dawcy oburzeniem.

No i klops

Z jednej strony słyszymy :

Tyle mu dałam, tyle poświęciłam, a on tego nie docenia.

Teraz, gdy ja chcę czegoś od niego to jest kłopot.

Biorca zaś myśli :

O co chodzi?

Co się zmieniło.

Było przecież tyle lat dobrze, a tu nagle coś jej, jemu odwaliło?

Co dalej?

Kto ma rację, a kto jej nie ma?

Myślę sobie, że i jedno i drugie ma rację.

Swoją rację...

Z boku patrząc, nie było tak, jak powinno być.

Ta relacja została zbudowana od początku źle.

Brakło w niej równowagi pomiędzy tym braniem i dawaniem. Powinno być :

Dajesz ty, daje ja.

Biorę ja, bierzesz ty.

A jak było?

Daję ja, bierzesz ty.

Bierzesz ty, daję ja.

W efekcie ja tylko dawałam.

Ty tylko brałeś.

Nawet do najbardziej zatwardziałego dawcy w pewnym momencie dotrze, że coś jest nie tak.

Wtedy relacja przechodzi kryzys.

Zaczynamy się buntować.

Granic, których nie było, teraz co krok kilka dziennie powstaje.

Jako dawcy czujemy żal do partnera.

Czujemy się wykorzystywani.

Nie chcemy być już tylko dawcą, chcemy też czegoś w zamian.

Biorca natomiast burzy się, bo za bardzo nie chce mu się zmieniać tego, co było.

To jest jego status quo.

Dlaczego teraz nagle miałoby się coś zmienić, pyta zdziwiony.

Co robić?

Wyjścia są dwa.

Jeżeli Biorca kocha, mimo wszystko, zacznie coś zmieniać.

Zacznie pracować nad równowagą w związku. Nauczy się dawać.

Dawca zaś będzie musiał nauczyć brać. Będzie musiał nauczyć się słowa chcę. Obydwoje będą musieli wypracować od początku nowy schemat relacji. Spotkać się pośrodku.

Zbudować relacje na nowo. Nauczyć się tej równowagi.

Wtedy jest szansa, że relacja zostanie uratowana.

Kryzys minie.

Jest też drugi scenariusz.

Dawca już nie będzie chciał być dawcą , a biorca przyzwyczajony tylko do brania, nie będzie zainteresowany zmianą.

Przynajmniej w tej relacji.

Co może zrobić dawca?

Ma dwa wyjścia.

Może pozostać w tej relacji, godząc się na to, co jest.

Może też odejść.

Odejść i coś zmienić.

Najlepiej w sobie.

Musi nauczyć się patrzeć przed siebie.

Musi nauczyć się patrzeć na siebie. Musi przestać być tylko dawcą.

Musi nauczyć się też brać.

Musi nauczyć się mówić o swoich potrzebach.

Musi nauczyć się równowagi pomiędzy tym braniem i dawanie.

Bez tej umiejętności każda nowa relacja będzie już na początku zdana na niepowodzenie.

Bo to my sami uczymy ludzi, jak mają nas traktować.

To my sami musimy wyznaczyć nasze granice.

To my sami musimy nauczyć się mówić nie.

To my sami musimy nauczyć się mówić chcę.

Jak to zrobić?

Musimy pokochać siebie.

Gdy pokochamy siebie, będziemy wiedzieć , że zasługujemy na uwagę.

Będziemy wiedzieć, że zasługujemy na wsparcie.

Że zasługujemy na miłość.

Wiem, że to jest trudne.

Sama miałam kiedyś z tym problem.

Byłam totalnym dawcą.

Z domu rodzinnego wyniosłam przekonanie, że trzeba być skromną.

Stań na końcu, a znajdą Cię, powtarzano mi co dzień.

Nauczono mnie, że nietaktem jest mówić chcę.

Gdy pokochałam, oddałam wszystko, co miałam.

Oddałam, to co stworzyłam.

Oddałam, bo kochałam.

Oddałam, bo nigdy nie mieć a być było ważne dla mnie.

No i dostałam po dupie.

Tak mocno, że myślałam, że nie przeżyje.

Tak mocno, że wszystko, co znałam, straciło sens.

W pewnym momencie dotarło do mnie, że jeśli czegoś nie zmienię, nie przeżyje.

A ja musiałam żyć.

Musiałam żyć dla mojego dziecka.

I zaczęłam żyć.

Zaczęłam uczyć się mówić nie.

Zaczęłam mówić, czego chcę. Nauczyłam się stawiać granice.

Masz to, na co się odważysz, powtarzałam sobie co dzień.

I codziennie tworzyłam siebie na nowo.

Zrozumiałam też , że tylko ja sama mogę coś zmienić w swoim życiu.

Nikt tego nie zrobi za mnie .

Dziś chce mi się żyć.

Dziś chce mi się chcieć.

Dziś wiem, że wszystko zaczyna się ode mnie.

Dziś wiem, że wszystko zaczyna we mnie.

Ta równowaga pomiędzy dawaniem i braniem też.

Edyta Maria Bożydar

Z cyklu W drodze do samej siebie

Komentarze

Ela Zienda

Znakomity tekst.Prawdziwy.To jest jednak takie trudne...

Karina Asper

Super. Dziękuje!

Jolanta Leszczyńska

Ja przez cały związek małżeński byłam dawcą. Po 35 latach małżeństwa i po zakończeniu tego związku nauczyłam się mówić chcę. Trochę późno ale lepiej późno niż wcale

Dodaj komentarz
  • Odwiedzin wszystkich: 416940 

BLOG KOBIETA - Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024
Powered by Quick.Cms | Webmaster by Zakładanie stron artystycznych