Dziś będzie o równowadze...

Dziś będzie o równowadze. 

Czym ona jest? 

Czy jest ważna?

 

Dla mnie to złoty środek. 

Równowaga w związku? 

Ja jestem dla Ciebie. 

Ty jesteś dla mnie. 

Ja kocham Ciebie. 

Ty kochasz mnie. 

Spotykamy się pośrodku. 

Wiem, że Cię tam zastanę. 

Ty też wiesz, że będę, gdy będziesz mnie potrzebował.

Ideał? 

Dla mnie tak. 

Co się jednak dzieje, gdy ta równowaga zostaje zachwiana lub co gorsza, wcale jej nie ma?

Daje tylko jedna ze stron.

Druga tylko bierze, nie dając nic w zamian. 

Dlaczego tak? 

Przyczyn może być wiele.

Jedną z nich jest sytuacja, w które ten, co daje, nie umie brać.

Nie umie brać i jeszcze do tego tworzy iluzję, że nie potrzebuje niczego.

Ot kocha za dwoje.

Tak na zatracanie. 

No taki totalny dawca. 

Czy druga strona musi się starać?

No nie.

Nie musi się starać.

Wystarczy, że jest.

Dla niego jest idealnie.

Każdy z nas, myślę sobie, spotkał takich ludzi na swojej drodze.

Ludzi, którym status biorcy bardzo odpowiada. 

Są święcie przekonani, że to im się należy.

Jednak, jak to w życiu bywa, nic nie trwa wiecznie. 

Z czasem dawca zaczyna dostrzegać to, że jest wykorzystywany.

Często wtedy się słyszy.

Tyle mu dałam, tyle poświęciłam, a on tego nie docenia.

Teraz gdy ja chcę czegoś od niego, to zostałam z niczym.

Co na to biorca?

Biorca tego nie rozumie. 

O co jej chodzi?

Myśli sobie. 

Co się jej pozmieniało.

 Było tyle lat dobrze, a tu nagle coś jej odwaliło. 

Czego ona chce ode mnie?

 

Kto ma rację, a kto jej nie ma? 

I jedno i drugie ma rację. 

Swoją rację.

 Z boku patrząc, od początku nie było tak, jak powinno być. 

Brakło równowagi w tym dawaniu siebie. 

Co dalej? 

Relacja przechodzi kryzys.

Biorca zaczyna się buntować.

Granic, których nie było, teraz, co krok kilka dziennie powstaje. 

Czuje żal do partnera.

Czuje się wykorzystywane.

Wszystko jest źle. 

Jest źle, bo  dawca już nie chce być tylko dawcą, chce  czegoś więcej. 

Biorca natomiast burzy się, bo za bardzo nie chce mu się zmieniać tego, co było.

To jest jego status quo. 

Dlaczego teraz nagle miałoby się to zmienić?

Pyta zdziwiony i zniesmaczony wręcz całą sytuacją.

Czuje się pokrzywdzonym. 

Co można zrobić? 

Wyjścia są dwa

 Jeżeli biorca kocha, mimo wszystko, zacznie coś zmieniać.

Spróbuje zrozumieć. 

Zacznie pracować nad równowagą w związku.

Zacznie dawać.

Dawca, by było dobrze, z kolei będzie musiał nauczyć brać.

Będzie musiał nauczyć się mówić słowa nie. 

Tych dwoje będzie musiało się spotkać pośrodku.

I znaleźć ten złoty środek.

Ten swój  złoty środek. 

Wtedy jest szansa, że relacja zostanie uratowana.

 

 Jest też drugi scenariusz. 

Dawca już nie będzie chciał być dawcą, a biorca przyzwyczajony tylko do brania, nie będzie zainteresowany zmianą istniejącego stanu rzeczy. 

Przynajmniej w tej relacji.

Relacja przestanie działać.

Co dalej? 

Dawca ma dwa wyjścia

Może pozostać w tej relacji, godząc się na to, co jest. 

Może też odejść.

Może spróbować nauczyć się patrzeć przed siebie.

Patrzeć na siebie.

Może spróbować przestać być tym cholernym dawcą.

Może spróbować nauczyć się tej równowagi pomiędzy braniem i dawanie.

Ot. 

Musi złamać schemat Dawcy.

Bez tej umiejętności każda nowa relacja będzie już na początku zdana na niepowodzenie.

Dlaczego tak?

Bo to my sami uczymy ludzi, jak mają nas traktować. 

To my wyznaczamy te nasze granice. 

To my musimy nauczyć się mówić nie. 

To my sami musimy nauczyć się mówić, chcę tak. 

To jest ta równowaga. 

Równowaga w braniu i dawaniu

Pokochanie siebie to klucz. 

Gdy nauczymy się  kochać siebie, będziemy rozumieć, że zasługujemy na to, co dobre.

Na uwagę.

Na wsparcie.

Na obecność.

Na  miłość.

Ktoś powie, że to trudne.

Tak wiem.

Jest to trudne.

Byłam dawcą. 

Z domu rodzinnego wyniosłam przekonanie, że trzeba być skromną.

Stań na końcu, a znajdą Cię, powtarzano mi co dzień. 

Nauczono mnie, że nietaktem jest mówić o tym, czego chcę.

Gdy pokochałam, oddałam wszystko, co miałam 

Oddałam, bo kochałam

No i dostałam po dupie.

Tak mocno, że myślałam, że nie przeżyję. 

Tak mocno, że wszystko, co znałam, straciło sens. 

Byłam, a jakby mnie nie było. 

W pewnym jednak momencie dotarło do mnie, że muszę odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to koniec, czy może jeszcze chce mi się żyć.

Na szczęście 

chciałam żyć.

Chciałam dla mojego dziecka. 

I zaczęłam żyć 

Zaczęłam uczyć się mówić nie. 

Zaczęłam mówić, czego chcę.

 Dziś wiem, że mam to, na co się odważę.

Dziś wiem, że moje życie należy do mnie. 

 Teraz słowo do Ciebie. 

Tylko Ty sama możesz coś zmienić. 

Nikt tego nie zrobi za Ciebie. 

Więc zacznij chcieć. 

Zacznij żyć.

zacznij żyć, tak jak chcesz.

 

Trzymam kciuki za Ciebie. 

 

Edyta Maria Bożydar

 

Tekst pochodzi z książki, która właśnie powstaje

365 okazji, by być szczęśliwą

 Jeśli moje słowa trafiają do Ciebie, możesz wesprzeć to, co robię.

Jak?

Możesz wypić ze mną wirtualną kawę.

Poniżej link do Twojej kawy dla mnie

www.buycoffee.to/EdytaMariaBozydar

Możesz zostać też moim Patronem.

www.patronite.pl/EdytaMariaBozydar

 

 

Dziękuję

 

Dodaj komentarz
  • Odwiedzin wszystkich: 343379 

BLOG KOBIETA - Wszelkie prawa zastrzeżone © 2024
Powered by Quick.Cms | Webmaster by Zakładanie stron artystycznych