Wyszków
1939r. / Wyszków k. Węgrowa
„Mama karmiła piersią moją najmłodszą siostrę, gdy dwóch Niemców z bronią wtargnęło do naszego mieszkania, zabierając jej gwałtownie dziecko i rzucając je na moje kolana. Miałam 8 lat. Nie zapomnę płaczu tego niewinnego dziecka i łez płynących jedna za drugą po bladych policzkach mojej mamy.
Zabrali nam mamę zostawiając mnie i moje rodzeństwo z naszą babcią.
Serce powoli zaczynało mi pękać.
Pękło kilka minut później, po tym jak tata stanął w obronie mamy…
Mama błagała go, aby ten przetłumaczył Niemcom, że ona jest karmiąca i musi zostać przy dziecku, lecz gdy tata próbował im to przetłumaczyć, mamy już nie było w mieszkaniu, a jemu zaczęli grozić śmiercią. Gdy jeden z Niemców zdążył podnieść rękę na mojego tatę, ten w panice i strachu, zaczął uciekać.
Moje serce pękło.
Moje serce pękło, kiedy zobaczyłam przez uchylone okno naszego domu, jak tata ostatkiem sił wbiega w ogromne pole żyta, a Niemcy stając zaraz na jego początku, zaczynają bezlitośnie na ślepo w to pole żyta strzelać. Babcia zasłaniała mi oczy, zatykała uszy i przytulała mocno do swojego serca - bym nie usłyszała, nie zobaczyła zbyt wiele. Niestety, zdążyłam zobaczyć zbyt wiele. Nie mogłam przestać płakać.
Zabierali nam wszystko, co najcenniejsze.
Zostaliśmy pod opieką babci. Nie spałam kilka nocy.
Po dwóch dniach usłyszeliśmy głośne pukanie do drzwi:
- TATA! TATA!- usłyszałam głośny wrzask z korytarza.
Wrócił, przeżył, ale nigdy już nie był taki sam. Załamał się. Dla mnie jednak największym szczęściem było móc się znów do niego przytulić, poczuć jego zapach, oddech i miłość.
Każdego dnia wyglądałam przez okno, na podwórko bałam się wyjść.
- Mamo, gdzie jesteś? - krzyczałam każdego dnia tak głośno, że po krótkim czasie straciłam już głos.
Gdy usłyszałam rozmowę babci z naszą sąsiadką, która opowiadała babci, że mama zamknięta jest w ciemnej piwnicy, pełnej innych cierpiących z nią ludzi, wybiegłam z domu i pobiegłam w pole żyta. W to samo pole, w które kilka tygodni temu uciekał mój tata. Położyłam się tam i płakałam tak długo, aż straciłam siły by dłużej płakać.
Mijały kolejne tygodnie...
Mama trafiła do Sokoła Podlaskiego, skąd Niemcy mieli wywozić wszystkich ludzi do obozu zagłady w Treblince. Na szczęście na jej drodze stanął ksiądz z parafii św. Jana
w Sokołowie Podlaskim, który okrutnych Niemców podstępnie przekupywał, goszcząc ich w najlepszych warunkach jakich mógł ich gościć, spełniając ich największe oczekiwania. Robił to wszystko po to, aby pewnego dnia podstępnie podpisać z Niemcami ugodę, która zwalniała wszystkich ludzi z transportu do obozu zagłady. W ten sposób uratował życie setkom osób, w tym życie mojej mamie.
Bosko
Tamtego dnia zza gęstych chmur wyszło słońce. Jego gorące promienie przebijały się przez długie firany zdobiące okna naszego mieszkania.
Wyobraźcie sobie, że
Dziś mam 88 lat i nadal się wzruszam kiedy to wspominam jak tego pamiętnego dnia, odsłoniłam znów te firany w oknie, nie mając w sobie już cienia nadziei na to, że kiedykolwiek zobaczę moją mamę.
Tamtego dnia, spojrzałam przez okno i zobaczyłam ją biegnącą po podwórku.
Gdy przekroczyła próg naszego mieszkania, nie mogłam uwierzyć w to, że mogę znów się do niej przytulić i przez łzy powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham i jak bardzo za nią tęskniłam...
Wtedy zrozumiałam, że możemy mieć w życiu wszystko, ale życie bez miłości pozbawione jest jakiegokolwiek sensu.
Gdybym dziś mogła czegoś Wam życzyć, to życzyłabym Wam ludziom dużo miłości. Życzę Wam też tego, by nigdy nikt z Was nie musiał uciekać z własnego domu, by móc ratować swoje życie i życie waszych bliskich.
A teraz uśmiechnij się, cały życie przed Tobą..."
Helena
Ludzkie historie, ludzkie twarze.